Ostatnio przeglądałem otwarcia dla poszczególnych seriali Star Trek, zaczynając już od klasycznego TNG, przez całkiem niezłe z Deep Space 9, aż do końca. Wszystko super, już klasyka praktycznie i w tym punkcie było by jeszcze wszystko w porządku gdybym nie dotarł do ostatniego i zarazem najbardziej charakterystycznego intra, które mi wyryło się grubymi literami na mózgoczaszce.
Naprawdę nie rozumiem, jak można stworzyć rzecz tak złą, trywialną, słabą i praktycznie nie związaną z serialem. Star Trek Enterprise - ostatnia jak na razie seria Star Treka, bo o niej i jej intrze mowa, może i z jednej strony jest ciekawa, może i w ciągu 4 powstałych sezonów wprowadzono do serialu jakieś ciekawe pomysły, ale samo intro to szczyt szczytów. [Choć na marginesie w Enterprise występuje Jolene Blalock jako vulkanka T'Pol - po prawej]
Przez oglądanie poszczególnych seriali science fiction człowiek zaczyna się przyzwyczajać do oglądania intr [vide świetne wstępy do Star Gate SG1 i Atlantis] - zazwyczaj są przyjemnie zrobione z fragmentów odcinków, czy też specjalnie przygotowanych materiałów. Ale nie w tym wypadku.
Twórcy postąpili o krok dalej i chronologicznie pierwszą serią ST musieli przyozdobić czymś naprawdę niezwykłym - przekrojową historią podboju kosmosu przez USA. Nie mająca praktycznie żadnych związków z serialem, nie wykorzystano też ani ujęć aktorów i bohaterów serialu tylko jakąś głupią łódź podwodną.
Niezwykła jest także piosenka z intra Faith of the Heart, napisana pierwotnie do filmu Patch Adams [Robin Willians tam występował]. Dziwi mnie decyzja, czemu akurat ją wykorzystano - przecież już Firefly pokazało, że da się zrobić świetne i klimatyczne intro do serialu sci-fi grane na gitarze akustycznej. A Faith of the Heart jest słabe i mierne jak barszcz niestety.